poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 1

          Uwielbiała wymykać się nocami z Instytutu. Chodziła ulicami miasta, wchodziła do klubów i bawiła się. Nie przejmowała się demonami, ale zawsze była przygotowana na spotkanie jednego z nich. Zawsze pod bluzą miała miecz a w butach sztylety. Odór demona od urodzenia drażnił jej nos,była na tym punkcie bardzo wyczulona dlatego reszta jej paczki polegało na niej. Nigdy się nie pomyliła co do ich znalezienia.
Z westchnieniem usiadła na fotelu w kinowej sali. Chciała się rozerwać a najlepszym sposobem jest film. Na ekranie pojawił się obraz jakiegoś romantycznego filmu, który chwalił się swoją sławą w gazetach i różnych portalach internetowych.
Znudzona Aurelia rozglądała się po sali, kiedy jej spojrzenie zatrzymało się na młodym szatynie. Był schludnie ubrany i strasznie blady. Spojrzał w jej stronę z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna zaczęła wychodzić z sali kinowej. Stanęła w jednym z zaułków i czekała. Po chwili przed nią stanął wampir.
- No, no, no... Kogo ja widzę? Dziecko Nephilim
- We własnej osobie. - Uśmiechnęła się dumnie ze swojego pochodzenia.
- Zawsze mnie zastanawiało jak smakuje wasza krew. - Oblizał się patrząc na jej tętnicę szyjną.
- Nigdy się nie dowiesz. Żaden Nocny Łowca na to nie pozwoli.
- Nie będę się prosił o pozwolenie. - W tedy rzucił się na nią. Pazurami podrapał jej ręce i szyję. Dziewczyna szybko wydobyła swój miecz mówiąc jego imię, w tedy cały zaczął się jarzyć. Wampir syknął oddalając się na chwilę. Aurelia zamachnęła się, ale chłopak zdążył odskoczyć. Skoczył na nią próbując dostać się do szyi. Straciła równowagę i przewróciła się a miecz wbił się w jej ramię paląc skórę. Poczuła straszny ból. Wkurzona rzuciła się na wampira celując w jego klatkę piersiową. To był już koniec. Wampir runął na ziemię cały pomarszczony. Z sykiem oparła się o ścianę malując Stelą Runę niewidzialności.
Weszła do Instytutu cicho, tak by jego opiekun jej nie usłyszał. Szła do pokoju swojej Parabatai. Zapukała a drzwi otworzyła jej wysoka blondynka ubrana w piżamę z sennym wyrazem twarzy.
- Aura co ty..... O cholera co ci się stało? - Dziewczyna weszła do jej pokoju. Bordowe ściany zdobiły różne rodzaje broni. Pod oknem stała toaletka zawalona lakierami do paznokci i cieniami. Ogromne łóżko z baldachimem oraz wielka szafa. Aurelia usiadła na łóżku wpatrując się w przyjaciółkę. Z jej głębokich ran spływała krew brudząc ubranie.
- Musisz przestać wychodzić nocami z Instytutu.
- Dlaczego? - Spojrzała na nią zaskoczona.
- Ponieważ coraz częściejwracasz poturbowana.
- Wcale nie. To są małe rany. -Skrzywiła się kiedy poruszyła ramionami.
- Widzę. Czekaj znajdę ino Stelę. - Przyjaciółka usiadła obok Aury rysując na jej ramieniu Iratze. Runy narysowane przez Parabatai mają większą siłę niż rysowane przez zwykłego Nocnego Łowcę. Aurelia poczuła pieczenie i ciepło rozchodzące się po jej ciele. Czuła się trochę lepiej.
- A teraz mów co ci się stało. - Dziewczyna przewróciła oczami, ale odpowiedziała przyjaciółce.
- Byłam w kinie, a później zaczepił mnie wampir chcąc skosztować mojej krwi no  i doszło do bójki. On nie żyje a ja jestem cała.
- Oby nie było z ego kłopotów. - Zmartwiła się Jessica.
- Nie będą. A nawet jeśli, ja się tylko broniłam.
- Niech ci będzie, ale rano musisz powiedzieć o tym Kim.
- Serio? A nie może to być naszą tajemnicą?
- Nie. - Powiedziała stanowczo Jess.
- No dobrze. Idę się umyć. - Wstała podeszła do drzwi i na chwilę odwróciła się do przyjaciółki.
- Dziękuję. - Po czym zamknęła drzwi. Zmęczona wzięła prysznic i położyła się. Jednak sen nie chciał przyjść. Wierciła się tak, że kołdrę skopała z łóżka i dopiero w tedy zasnęła.

                                  ♡♡♡

Następnego ranka wszyscy domownicy Instytutu siedzieli w jadalni przy stole. Każdy zajadał się kanapkami popijając je kawą. Tylko Aurelia siedziała z nie wyraźną miną wpatrzoną w swój do połowy pusty talerz. Reszta grupy żywo była pochłonięta w rozmowie między sobą.
Jess spojrzała na Aurelię, aby w końcu porozmawiała z Kim. Zrezygnowana Aura odsunęła talerz i odeszła od stołu. Żałowała, że powiedziała Jessice o wczorajszym wydarzeniu. Teraz będzie na to nalegać.
W pokoju przebrała się w czarne rurki, bordową bluzkę oraz skórzaną kurtkę. Szybko ubrała buty, zabrała swoją broń i wyszła z Instytutu.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie lubiła przebywać w tym miejscu. To nie był jej dom. Ani w Idrisie. Tak naprawdę nie wiedziała gdzie jest jej miejsce.
Ojciec zostawił ją tu a sam wyjechał do kraju Nephilim. Była na niego wściekła. Miała w tedy trzynaście lat. Przez cztery lata widziała swojego tatę parę razy w roku.
Nagle poczuła szarpnięcie i dzięki Runie równowagi nie upadła. Przed nią stał wysoki i nawet przystojny (jak na Przyziemnego) chłopak. Miał zielone oczy i jasne włosy.
- Przepraszam. - wydukałwpatrzony w nią.
- Patrzy się na drogę a nie na telefon. - fuknęła.
- Tak? To może cza było zwracać uwagę na otoczenie, a nie bujać w obłokach...
- Czekaj, Ty mnie widzisz? - spytała zaskoczona i jednocześnie zaciekawiona.
- Tak, to raczej nie jest dziwne.
- Owszem jest.  Spójrz lepiej jak ludzie teraz na Ciebie patrzą.  - uśmiechnęła się. Chłopak rozejrzał się zauważając, że ludzie patrzą na niego jakby na kogoś chorego psychicznie. Znowu spojrzał na dziewczynę.
- Czemu się tak patrzą?
- Ponieważ mnie nie widzą. Za to widzą jak Ty rozmawiasz z powietrzem.
- Ale to nie jest możliwe.
- Owszem jest. - Aurelia nie przestawała się uśmiechać.

Bang Mamy koniec pierwszego rozdziału :) Coś nowego z mojej strony. Jeszcze nigdy nie zaczęłam pisać opowiadań o Nocnych Łowcach. Mam nadzieję, że podołam temu zadaniu ;)
Pozdrawiam :*